Wywiad z Maciejem Pałahickim

Opublikowany Dodaj komentarz

Od 20 lat relacjonuje dla RMF.FM najważniejsze wydarzenia ze stolicy polskich Tatr. Od kiedy zakopiański oddział radia przestał istnieć pracuje głównie w terenie. Reporterski sprzęt mieści w niewielkim plecaku. Choć czasem przychodzi mu opowiadać o sytuacjach bardzo trudnych zawsze doprowadza swoje reportaże do końca, a potem wieńczy je słowami:”Maciej Pałahicki, Zakopane”.

Urodził się Pan w Zakopanem, studiował w Krakowie, od 1994 roku relacjonuje wydarzenia dla RMF.FM ze stolicy polskich Tatr. Czy decyzja o powrocie w rodzinne strony to była Pana świadoma decyzja, czy to życie tak Panem pokierowało?

Absolutnie to życie tak mną pokierowało. W czasie kiedy pracowałem jeszcze w Gazecie Wyborczej moja koleżanka, która pracowała w RMF.FM zapytała, czy nie byłbym zainteresowany pracą dla radia właśnie tutaj w Zakopanem. RMF szukał korespondenta, a właściwie szefa oddziału. Poszedłem na rozmowę, byłem wtedy zupełnie nieświadomy tego, że rozmawiam z trzema najważniejszymi osobami w radiu. Był tam wtedy Staszek Tyczyński, Marek Dworak i Edek Miszczak. Najwyraźniej spodobałem się kierownictwu i tak zaczęła się moja przygoda z radiem. Na początku moja praca polegała na przygotowywaniu korespondencji, które przesyłałem telefonicznie, a potem od 1995 roku zaczęliśmy tworzyć tutaj oddział. Ta historia trwa od 20 lat.

Kiedy przyszła myśl o dziennikarstwie?

Jako człowiek urodzony w Zakopanem oczywiście chciałem zostać marynarzem. W tym celu znalazłem się nawet w Szkole Morskiej w Gdyni, gdzie próbowałem dowiedzieć się czy mam szansę na przyjęcie na uczelnię. Otrzymałem pozytywną odpowiedź, ale niestety nie poradziłem sobie z fizyką. Wtedy właśnie zacząłem myśleć o dziennikarstwie. W międzyczasie rodzina zdążyła mnie namówić na studiowanie Pedagogiki Pracy kulturalno-oświatowej. Już w połowie roku stwierdziłem, że to jednak nie jest to co chcę robić w życiu. Od razu przeniosłem się na UJ na drugi rok nauk politycznych, wybrałem specjalizację dziennikarską i tam już zostałem.

W Zakopanem nie brakuje żółto-niebieskich reklam RMF.FM. Radio można usłyszeć chociażby wjeżdżając kolejką na Kasprowy Wierch. Ta stacja bardzo mocno wbiła się w świadomość górali i turystów spędzających tutaj czas, a jednak w 2001 roku KRRiT zdecydowała, że zakopiański oddział RMFu zostanie zamknięty. Nie byliście po tej historii po prostu wkurzeni?

Jasne, że byliśmy wkurzeni. Poza tym było nam najzwyczajniej w świecie żal tego wszystkiego, co tu stworzyliśmy. W zakopiańskim oddziale pracowali naprawdę świetni ludzie, którzy potem niestety musieli porozjeżdżać się po ośrodkach w całym kraju. Na przykład Jurek Korczyński wylądował w Szczecinie mimo tego, że pochodzi ze Śląska. Żal jest tych możliwości, które stwarzał ten oddział. Mogliśmy organizować wiele akcji. Zaczynając od patronatów, przez współpracę z TOPRem, a kończąc na organizacji zawodów. Działaliśmy bardzo prężnie. Wszystko się niestety skończyło. Z kilkuosobowego oddziału zostałem tutaj sam.

Jak wygląda Pana dzień pracy?
Każdy dzień jest inny. Jedynym elementem powtarzającym się codziennie jest pobudka o 6:00 rano. Zaczynam pracę od przeglądania prasy i różnych serwisów internetowych. Jest tego naprawdę dużo, bo staram się być na bieżąco z serwisami polskimi, słowackimi, czeskimi, jak również wiadomościami służb ratowniczych. Pierwszy raport przygotowuję na 7:30, wysyłam go do wydawców z Krakowa. Dostaję zlecenie, co mam przygotować, do którego pasma. I wtedy wszystko się zaczyna. Nigdy nie wiadomo, o której godzinie i gdzie mój dzień pracy się skończy. Zdarzają się dni, w których kończę o 20:00 albo 22:00. Kiedy działa się akcja na Broad Peak, ostatnie telefony wykonywałem o 23:00 a pierwsze o 4:00 rano.

Od kiedy KRRiT podjęła decyzję o zamknięciu zakopiańskiego ośrodka RMF.FM pracuje Pan głównie w terenie. Sprzęt wozi Pan ze sobą?

Nie rozstaje się z tym podręcznym plecakiem. Jest on bardzo sprytnie zaprojektowany. Dzięki szybce chroniącej tablet mogę pracować w deszczu. Absolutnie genialnym wyposażeniem plecaka jest klapka, mogę na niej swobodnie usiąść czy też przyklęknąć. To właściwie całe moje przenośne studio. Wewnątrz znajduje się laptop, za pomocą którego łączę się z Krakowem. Wykorzystuje do pracy Iphone’a , który doskonale sprawdza się, gdy muszę coś bardzo szybko przesłać do wydawców. Mam do dyspozycji także samochód terenowy.

O stolicy polskich Tatr powstało wiele książek i opracowań. Całkiem dużą popularnością cieszą się „Zakopane odkopane” i „Zakopane, nie ma przebacz”  autorstwa Pauliny Młynarskiej i Beaty Sabały- Zielińskiej. Czy miał Pan okazję przeczytać te książki?

Drugiej części nie czytałem. Panie niczym specjalnie mnie nie zaskoczyły, przy niektórych anegdotach bardzo się uśmiałem. Myślę, że „Zakopane odkopane to książka dla ludzi, którzy nie znają Zakopanego i przebywają tutaj bardzo sporadycznie.

W Tatrach ma miejsce wiele tragicznych wypadków. Zakopane jest małym miastem, Pan z pewnością zna lokalną ludność. Czy kiedykolwiek zdarzył się wypadek, który trudno było Panu zrelacjonować?

Niestety wypadki zdarzają się tu zdecydowanie zbyt często. Pamiętam doskonale rok 2001, w którym zeszła lawina ze Szpiglasowej. Zginęło wtedy dwóch młodych ratowników TOPRu. Jeden z nich był moim kolegą. Znaliśmy się od dobrych kilku lat. Gdyby tego było mało w dniu wypadku rozmawialiśmy. Miałem duży problem z przygotowaniem materiału z jego pogrzebu. Muszę przyznać, że ciężko było mi montować materiał, łzy same napływały do oczu. Bardzo dużym przeżyciem było dla mnie także relacjonowanie wydarzeń po zejściu lawiny pod Rysami dwa lata później. Skala tego wypadku była ogromna. Trudno było wtedy uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Takiej tragedii jeszcze w Tatrach nie było. W moją pamięć mocno wbiło się także Broad Peak.

Ciężko było Panu pogodzić się z tą tragedią?

Z Maćkiem Berbeką znaliśmy się od 20 lat. Bardzo go lubiłem i szanowałem. Nie znam człowieka, który potrafiłby opowiadać o Himalajach w taki sposób jak on. Muszę przyznać, że miałem małego moralniaka po tym wypadku. Ćwierć wieku temu Maciek próbował zdobyć Broad Peak, wtedy od szczytu dzieliło go zaledwie kilka metrów. Rok przed rozpoczęciem tej pechowej wyprawy zapytałem Maćka czy nie chciałby pójść tam jeszcze raz. Parę miesięcy później dowiedziałem się, że on chce to zrobić. Kiedy zdarzył się ten wypadek w mojej głowie ciągle kłębiły się różne myśli i pytania, czy to nie ja natchnąłem go do tej wyprawy. Pamiętam dzień, w którym Broad Peak został przez nich zdobyty. Byłem pełen euforii, pogoda była naprawdę przepiękna. Niestety, potem przyszła tragiczną wiadomość. Do końca życia pozostanie w mojej głowie wspomnienie rozmowy z Krzysztofem Wielickim, który w dzień po wypadku opowiadał mi co tam się stało. Pamiętam jak temu wybitnemu himalaiście po prostu łamał się głos.

To najtrudniejsze momenty w Pana pracy?

Bywają momenty, w których bardzo ciężko jest pracować. Zwłaszcza jeśli dochodzi do tragedii, które dotykają osób dobrze mi znanych. Praca w innych miejscach jest o tyle łatwiejsza, że można poprosić kolegę o to, żeby coś zrelacjonował . Ja niestety nie mam takiej możliwości , muszę zacisnąć zęby i zrobić to sam.;

A czy Pan się wspina i chodzi po górach?

Nie wspinam się, ale chodzę po górach, dawniej chodziłem też po jaskiniach. W związku z tym, że urosłem za duży, musiałem z chodzenia po jaskiniach zrezygnować (śmiech). Bardzo lubię góry i chodzenie po nich, ale ostatnimi czasy górskie wycieczki wynikają przede wszystkim z obowiązków służbowych. Mój syn się wspina i całkiem dobrze mu to wychodzi.

W Zakopanem właśnie rozpoczyna się sezon letni. W tym czasie jest tu zapewne dużo pracy. A gdzie Pan najchętniej odpoczywa?

Mój urlop jest możliwy albo w czerwcu albo we wrześniu. W sezonie przebywam tutaj na miejscu. Niedawno wróciłem z Chorwacji. Muszę przyznać, że lubię miejsca, które znajdują się na styku wody i gór. Uwielbiam na przykład jezioro Garda we Włoszech. W Zakopanem pogoda nas raczej nie rozpieszcza, dlatego wybieram miejsca, w których jest po prostu ciepło.

Rokrocznie do stolicy polskich Tatr przyjeżdżają tysiące turystów. Domyślam się, że niejednokrotnie ich zachowania doprowadzają górali do złości. .

Powiedziałbym, że nawet dość często tak się dzieje, jednak górale zaciskają zęby ze względu na to, że żyją z turystów. Dochodzi do śmiesznych sytuacji, w których przyjezdni starają się uchodzić za wielkich znawców gór i góralszczyzny. Oczywiście najczęściej okazuje się, że kompletnie nie mają pojęcia o czym mówią. Kiedyś do zaprzyjaźnionej bacówki przyszedł pan, który za wszelką cenę chciał udowodnić, że na temat oscypków wie absolutnie wszystko. Poprosił o prawdziwego tatrzańskiego oscypka, kiedy Pani podała mu jeden z serków, był oburzony faktem, iż nie otrzymał małego niewędzonego oscypka. Prawdziwy oscypek to właśnie ten największy ser, który tworzony jest w ściśle określonych warunkach na podstawie konkretnej receptury. Wszystkie inne serki nie mają z prawdziwymi oscypkami wiele wspólnego.

Czy w Tatrach są jeszcze miejsca, które nie zostały jeszcze odkryte przez turystów?

Są miejsca w Tatrach, których turyści nie dostrzegają. Dziś na przykład przygotowywałem materiał na temat Doliny Kościeliskiej. Turyści przechadzając się doliną nie mają pojęcia, że znajduje się tam Skała Pisana, na której z kolei zobaczą stuletnią rzeźbę. Tuż obok mamy przepiękny Wąwóz Kraków. Takich urokliwych miejsc w Tatrach jest naprawdę mnóstwo.

Jacy są górale?

Na temat górali istnieje wiele stereotypów. Trzeba jednak pamiętać, że są oni ludźmi, których ukształtowały bardzo ciężkie warunki życia. Pamiętam jak moja babcia i mama opowiadały mi o czasach, w których naprawdę nie było co do garnka włożyć. Potem przyszli turyści, którzy zakochali się w Tatrach, dawali góralom pieniądze. Ta zmiana była dla lokalnych ludzi ogromna. Zakopane było kiedyś małą osadą. Centrum życia mieściło się Kuźnicach, tam była huta, tam rozwijał się przemysł. W ciągu kilkudziesięciu lat nastąpił ogromny rozwój Zakopanego. To wszystko z pewnością ukształtowało góralskie charaktery. Jedno jest pewne, górali charakteryzuje duma i przywiązanie do ojcowizny. To jest tutaj naprawdę święte.

Gdyby dostał Pan bardzo atrakcyjną ofertę pracy na przykład w Warszawie, zdecydowałby się Pan na wyprowadzkę z Zakopanego?

Byłoby mi bardzo ciężko. Mama kiedyś powiedziała mi, że nie robię kariery, ze względu na to, że nie noszę krawatów. Być może coś w tym rzeczywiście jest (śmiech). Nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu. Nawet jeśli bywają bardzo trudne dni, w których mam tyle pracy, że podpieram się nosem, to mimo wszystko wieczorem znajdę czas na to, żeby skoczyć na Nosal. Siadam wtedy na szczycie, widzę zachodzące słońce i oddycham ze spokojem. To pozwala mi naładować akumulatory na kolejny dzień.

Related content