Do takich perełek niewątpliwie można zaliczyć najnowszy krążek Mroza „Rollercoaster”. O tym, że ten album będzie zupełnie inny od poprzednich płyt tego wokalisty mogliśmy przekonać się już w ubiegłym roku, kiedy to nasze stacje radiowe zostały niemal szturmem podbite przez tytułowy singiel” Rollercoaster”. Tak naprawdę tytuł tego krążka w 100% oddaje charakter całego albumu. Jest on rzeczywiście bardzo różnorodny. Muzyka elektroniczna, r’n’b czy stare dobre brytyjskie brzmienia zostały przez Mroza skrzętnie połączone. Nawet utwory mocno popowe zostały wsparte smaczkami, które rzeczywiście dają niesamowity efekt. Ogromnym walorem tej płyty są też nagrania Mroza z innymi artystami. Chociażby z Tomsonem w numerze „Jak nie my to kto” czy z chórem Sound&Grace w „Nic do stracenia”. Odpowiedni dobór singli przyczynił się do dość dużego komercyjnego sukcesu „Rollercoastera”. Dwie kompozycje z albumu można usłyszeć w serialu telewizyjnym, czy też reklamach. Właściwie nie ma się czemu dziwić. „1000 metrów nad ziemią „ czy „Jak nie my to kto” są po prostu sprawnie skomponowanymi numerami, które przy okazji wpadają w ucho. Przesłuchałam w swoim życiu dość dużo przeróżnych płyt i naprawdę rzadko zdarza się, żeby płyta niemal w całości po prostu mi się podoba. A w przypadku „Rollercoastera” tak właśnie było!
Łukasz Mróz wpisał się w świadomość polskich słuchaczy za sprawą kawałka „Miliony monet”, ale od tamtego czasu bardzo wiele w jego muzycznej działalności się zmieniło. Poszukiwania własnego stylu nie zawsze kończą się dobrze. Często muzycy chcąc osiągnąć duży komercyjny sukces tworzą muzykę mocno popową. Mrozu poszedł trochę pod prąd. Zainspirowany brzmieniami kompletnie w Polsce nie popularnymi stworzył zupełnie nową muzyczną jakość. Czasami warto więc zaryzykować, żeby potem stworzyć płytę, która będzie naprawdę na światowym poziome…